piątek, 7 listopada 2014

śmierć nie jedno ma oblicze cz.2.

Po opisanej w poprzednim poście, śmierci pani doktor pracowałam w specjalnym ośrodku dla osób z problemami z pamięcią. Liczne były Alzheimera. Wiele osób też odchodziło. Bardzo zżyłam się z jedną z rodzin...głowa rodziny niestety była w cieżkim stanie. Leżała...dorosłe dzieci, wnuki otoczyli go troskliwą opieką ale zwłaszcza żona ponad 90 letnia kobieta poświęcała się bez reszty. Zrobiło mi się żal ich bo byli wykończeni opieką całodobową a równocześnie bardzo pragneli jak najdłużej utrzymac go przy życiu...i? zaproponowałam, że mogę objąć nocne dyżury przy nim. Przychodziłam do nich w dzień , przychodziłam w nocy. Dyskretnie towarzyszyłam i wspierałam. Pod koniec życia tego pana, coraz częściej ...nawet jak byłam w ciąży. Nie powiedziałam, że jestem w ciąży. Przyjaciele i mąż nakłąniali mnie bym zrezygnowała przynajmniej z nocnych dyżurów...ale ja nie. Nikomu nic nie mówiąc o mojej "Fasolce" pod serduszkiem pracowałam w dzień w placówce a  na noc biegłam czuwać do 8.00 rano przy odchodzącym. A później znów na 9.00 do pracy w placówce. I tak w kółko. Nie wiem jak przezyłam te 3 pierwsze miesiące ciązy...ale właśnie pan odszedł gdy ja byłam pod koniec trzeciego miesiąca w ciąży. Odszedł specyficznie...a mianowcie tego dnia nie chciał jeść. Karmiłam go jednak dwie godziny obiadem. (były wakacje i miałam inny rozkłąd pracy w placówce). Po "obiedzie" zostawiłam odchodzącego z żoną i pojechałam do pracy. Odszedł tylko przy niej, trzymany za rekę, z kobietą, z którą przeżył ponad 60 lat. Cicho, spokojnie.
To moje dwa towarzyszenia osobom odchodzącym...dwa ważne odchodzenia bo było ich więcej. Dwa bliskie bo traktowałam te osoby jak rodzine..jak babcie i dziadka. Śmierć ma różne oblicza.

2 komentarze :