sobota, 31 maja 2014

Rozwiązanie konkursu na Dzień Matki

Ze względu, że do konkursu zgłosiła się tylko jedna osoba, w tym przypadku, aby ją dowartościować i za odpowiedź na pytanie i za udział...
Mama Calineczki otrzymuje jako nagrodę i świece i kolczyki. 
Dlatego proszę Mamę Calineczki o kontakt, e-maila na adres: wyspamam@gmail.com z wyborem motywu i koloru świecy (mogą być też świeca z takimi aniołkami jakie podobały się na blogu aurelkowym) oraz prosze o podanie adresu do wysyłki. 

A z wieści domowych to mąz poszedł z córcią na spacer a ja szykuję obiad na dwa dni. Dziś w roli głównej cielęcina. Kiedyś znalazłam taki fajny przepis na duszoną cielęcinę w białym winie i od tej chwili ją robię na różne okazje. Jak ktoś chciałby przepis na proste danie z cielęciny, które zawsze wychodzi to proszę, oto link:
Cielęcina duszona w białym winie 

a poza tym popołudniu idziemy na Dzień Dziecka na festyn, pod warunkiem, ze nie będzie padać :(

środa, 28 maja 2014

Spóźniony konkurs na Dzień Matki

Na początku bardzo Was przepraszam, ze konkurs nieco się opóźnił ale jak to bywa w świecie mam nie wszystko da się przewidzieć i od niedzieli wędrujemy po lekarzach.W sumie odwiedziliśmy ich aż pięciu. Niestety choróbska dopadły i mnie i córcie ale powoli wychodzimy na prostą stąd ogłaszam konkursik:

Rozpoczynam przygodę Wyspy Mam na facebooku, konkursem z okazji spóźnionego Dnia  MAtki a także właśnie początków w tym miejscu. A więc oto zasady konkursu:
1. Polub stronę "Wyspa Mam i Aurelkowo" na facebooku.com
2. Udostępnij  posta z konkursem na swoim profilu
3. Zgłoś się do konkursu w komentarzu na blogu www.wyspamam.blogspot.com (czyli w komentarzu pod tym postem) i odpowiedz na pytanie: "Bycie mamą to dla mnie... (minimum 2 zdania , maks 5 zdań).
4. Napisz komentarz do dowolnego postu na blogu www.aurelkowo.blogspot.com
To wszystko...a teraz o nagrodach...
I. Pierwsza nagroda to świeca wykonana techniką decoupage (taką jak można zobaczyć na blogu www.aurelkowo.blogspot.com) z tym że osoba wygrana sama wybiera sobie koloryt świecy i może zasugerować też motyw np. niebieskie kwiaty. Jeśli będzie to w możliwości taką świece otrzyma według swojego pomysłu.
II. Druga nagroda to kolczyki drewniane koła, wykonane również metodą decoupage. (również widoczne na blogu www.aurelkowo.blogspot.com.
Osoby nagrodzone będą wyłonione w następujący sposób. Pierwszą nagrodę czyli świece otrzyma osoba, której odpowiedź na konkursowe pytanie będzie dla nas najbardziej ciekawa (wybierać będę ja plus inna mama czyli moja siostra)
Drugą nagrodę otrzyma osoba wylosowana przez moją córcię, która właśnie nosi imię Aurelia :)

Czas trwania konkursu od dziś do piątku (30 maja)
 Zapraszam wszystkich zainteresowanych :)

niedziela, 25 maja 2014

niedzielnie - zapowiedź konkursiku

Kochane, jutro Dzień Matki, mój drugi w karierze matkowy, chociaż jak liczyć ciążę to już trzeci :) tak pomyślałam, że z tej to okazji będzie mały konkursik na mim blogu ale szczegóły dopiero jutro. Powiem tylko tyle, że konkurs będzie połaczony z drugim moim blogiem poświęconym mojej pasji: www.aurelkowo.blogspot.com. A wieści z życia codziennego są takie, że odbiłam nogi od butów na obcasach, mega wysokich obcasach, bo po Mszy św. poszliśmy prosto do lokalu wyborczego na głosowanie i... okazało się to mordercze dla moich stóp. Ból, bąble,krew i co tu dużo opowiadać wieczorny spacer zaliczyłam już w sandałach. W kościele było inaczej niż zwykle...dlaczego...bo zamiast kazania kilka słów powiedziała siostra pracująca w hospicjum, która setki, ba tysiące osób przeprowadziłam na tam tą stronę życia. Myślę, że słowa te dotknęły wielu serc, widziałam łzy ludzi...mówiła o śmierci, życiu a przede wszystkim o miłości. Niesamowite słowa...dziwiłam się, że nie zapłakałam, bo zazwyczaj ryczę jak bóbr ale może to efekt książki, którą obecnie czytam o wolontariuszce w hospicjum pt. "Zorkowania". Pewnego dnia napisze o tej książce więcej teraz już uciekam :) dobranoc:)

sobota, 24 maja 2014

upał i nieprzespane noce - ząbkowania ciąg dalszy?

Z nieba skwar się leje niemiłosierny a córcia szaleje. Mieliśmy się dzisiaj wybrać nad zalew ale stwierdziliśmy, że więcej pożytku będzie jak spędzimy ten czas w domu a i mała lepiej zniesie ten upał ponieważ mamy niezwykle chłodne mieszkanie. Pomimo, iż...duży pokój stołowy ma południowe okno ale jakoś mury nie nagrzewają się bardzo. Małej kupiliśmy basenik na balkon i duży kolorowy parasol i teraz gdy widzimy, że męczy się wysoką temperaturą...nalewam wody do basenik, rozkładam parasol i mała jak rybka pluska się w wodzie na balkonie. Niestety minione cztery noce nie były za dobre. Mała szła spać późno, wczoraj po 23.00 i z płaczem się przebudzała. Wczoraj do akcji włączyliśmy Espumisan a nawet Nurofen szykowaliśmy. Był płacz, gryzienie wszystkich i wszystkiego...obejrzałam buźkę i odkryłam, że idą trójki. Czwórki już ma od paru tygodni ale brakowało trójek. Mało tego rano okazało się, ze oprócz bączków mała dostałą ponownie biegunki. Zaraz zrobiłam rachunek sumienia czy nie ugotowałam czegoś co mogło ją uczulić ale nic takiego nie było...szybko więc zastosowaliśmy lek na biegunkę, plus sok z marchewki i lekki obiadek. Całe szczęście to nie wymioty. Wieczorkami chodzimy na palce zabaw i wtedy szalejemy z córcią aż sama się umęczy i da nam znać, ze jest zmęczona i chce iść do domu. Wystarczy godzina góra półtorej takich harców i...mamy powrót do domu zapewniony bez płaczu i marudzenia.Niestety dziś wieczorem ponownie biegunka. Podałam małej herbatkę z jagód i poszliśmy na plac zabaw. Dobrze jej to chyba zrobiło bo od kilku dni po raz pierwszy zasnęła ok. 21.00. Ale radość :) Nie wiem tylko czy te problemy z brzuszkiem to od ząbkowania, od upału czy od tego, że mała wszystko bierze do buzi i zawsze mogła coś zjeść co niekoniecznie jest zdrowe.Jestem ciekawa jakie Wy macie sposoby na biegunkę u maluchów?.

piątek, 23 maja 2014

Streetcom - II etap - kuracja stymulująca wzrost nowych włosów Vichy Dercos Negonic

Niedługo kończy się kolejny etap kuracji stymulującej wzrost nowych włosów Vichy Dercos Negonic dlatego chciałam Wam napisac o plusach tej kuracji, gdyż mogę już po prawie 2 miesiącach napisać z całą pewnością co jest plusem:
- niewątpliwie wielkim plusem jest opakowanie, w którym każda ampułka ma swoje miejsce i kiedy stosuje się codziennie łatwo wtedy pilnować "dawkowania". Każde opakowanie zawiera 28 ampułek czyli miesięczną kurację. Opakowanie łatwo mieści się na półce w łazience i nawet dla takiego łobuza jak moja córcia jest bezpieczne ponieważ...nie dość ,że trudno jej się dobrać do opakowania żeby je otworzyć bo tak jest zbudowane, że malutkie paluszki musza się natrudzić by je otworzyć to każda ampułka jest tak umieszczona w otworze, iż trudno dziecku ją wyjąć( w sumie do tej pory mojej córce nigdy to się nie udało), a jak nawet jakimś cudem dostała by się pojedyncza ampułka w rączki dziecka to nie ma szans by dziecko amupłkę otworzyło czy przegryzło. Dlatego oceniam opakowanie ampułek Vichy Dercos Neogenic za bezpieczne dla dzieci. Jeśli chodzi o aplikator również jest bezpieczny dla dzieci ponieważ jego końcówka jest zaokrąglona i nie ma ostrych części oraz nie rozkłada się na mniejsze części, które mogłyby zostać połkniete przez dziecko tudzież włożone np. do nosa czy ucha. Dlaczego zwracam uwagę na taki aspekt w kosmetykach do włosów jak bezpieczeństwo dla dzieci, ponieważ taką kurację myślę, że wybiorą mamy małych dzieci, które po ciązy lub/i karmieniu potrzebują ratunku do swoich włosów i dla takich kobiet ważne jest by produkt był bezpieczny dla dziecka pod kątem opakowania. Ampułka tak zakłąda się do aplikatora, ze nie ma szans by małe dziecko samo założyło ampułkę i użyło ją. to dla mnie niewątpliwy plus. Myślę, że jest tak...jesli coś jest bezpieczne dla dziecka jest bezpieczne dla dorosłego. 
- a teraz wielki plus za możliwość stosowania ampułek, które można stosowac zarówno na włosy suche i mokre, zarówno rano jak i wieczorem. Wystarczy stosować raz dziennie i jedną ampułkę .Super sprawa.
- włosy po użyciu ampułki nie sklejają się, nie puszą, ale ładnie pachną. 
- plus za efekty...jesli ktoś oczekuje po dwóch dniach czy tygodniu efektu kuracji to ta kuracja nie jest dla niego, ale po miesiącu już widać efekty w mocniejszych włosach i meszku, po około dwóch miesiącach mam już małe nieśmiałe nowe włoski, które właśnie wczoraj odkryłam nad czołem. Zdjęcie jutro bo dziś niestety złośliwy wirus mi zjadł oprogramowanie.
 

poniedziałek, 19 maja 2014

mąż współczesnym myśliwym

Czasem myślę tak, że nasi mężczyźni to tacy współcześni myśliwi. Pomyślałam tak o moim mężu ponieważ... parę dni temu przeglądając gazetkę z jakiegoś marketu wynalazł, że w promocji jest mięso ze strusia a dokładnie steki ze strusia. Stwierdził, ze nigdy nie jadł takiego mięsa i koniecznie musi je kupić. Wyruszył więc na polowanie...czyli na zakupy do marketu :) i... powrócił nie tylko ze strusiem ale też...ze stekami z kangura. Kiedy tak jak pierwotny mężczyzna wręczył mi, kobiecie pierwotnej siatkę ze zdobyczą, zaczęłam się głowić jak takie mięso przyrządzić. Razem poszukaliśmy w internecie przepisów i przez około tydzień jedliśmy na zmianę steki ze strusia ze stekami z kangura. Sprawa przyrządzenia tych mięs wcale nie była prosta i wyznam Wam, ze różnie nam wyszły te potrawy. Tak u nas bywa często, ze mój mąż, współczesny meżczyzna pierwotny - myśliwy :) często przynosi do domu najróżniejsze rzeczy upolowane na zakupach. Moją rolą , współczesnej kobiety pierwotnej jest zrobić z tego co on upoluje użytek dla rodziny i gospodarstwa. Czasem uwielbiam te jego zakupy bo dzięki niemu nasze menu czy wnętrze domu jest odmienione. Czasem się denerwuję bo burzą one moje plany ale...doceniam jego wysiłki. A jeśli już wspomniałam o kobiecie pierwotnej, to czy oglądałyście kabaret z Hanną Śleszyńską pt. "Kobieta pierwotna"? Jeśli nie... to kliknijcie z pewnością się uśmiechniecie :)
Kobieta pierwotna :)
a teraz hasło na jutro...z tego kabaretu...
"Mężczyzna musi być jak francuska bagietka: sprężysty, ale niezbyt twardy" :) dobranoc :D

sobota, 17 maja 2014

Kuracja stymulująca wzrost nowych włosów Vichy Dercos Negonic

Dzisiaj ciąg dalszy o Vichy...Na zdjęciu poniżej znajduje się aplikator...
oprócz aplikatora potrzebna jest nam ampułka...
kiedy już mamy ampułkę i aplikator 
wkładamy ampułkę do apliaktora i dociskamy az poczujemy i usłyszymy takie ciche pyknięcie...to znak, że osłonka ampułki została "przebita przez aplikator" i można już stosować...
teraz naciskają fioletowy przycisk na aplikatorze powodujemy wysączanie się płynu z ampułki....
metalową końcówkę przykładamy do skóry głowy i naciskamy przycisk, który powoduje aplikacje zawartości ampułki w miejsca gdzie mamy największe ubytki włosów. Końcówką masujemy tez skórę głowy ruchami kolistymi.
po skończonej aplikacji płynu, masujemy głowę od dołu ku górze. Ja robię to od 5 minut do ok. 8 minut. Ot całość procesu aplikacyjnego.
Moim modelem była lalka córki. Mam nadzieję, że jasno Wam pokazałam jak przebiega sposób nanoszenia ampułki na włosy. Po zastosowaniu ampułki, jej opakowanie wyrzucamy a aplikator myjemy pod bieżącą wodą, gdyż posłuży nam do kolejnych aplikacji.


 
 
 

czwartek, 15 maja 2014

kilka słów o naprotechnologi

Na blogu jednej z Was padło określenie Naprotechnologia jako metoda, którą stosuje jeden z lekarzy leczących problemy z poczęciem u pary. Pozwolę sobie napisać kilka słów o tym, pomimo, iż dziś miało być nadal o kuracji Vichy ale jesli teraz tego nie napiszę to...później zapomnę co miałam napisać. Z naprotechnologią spotkałam się już na studiach, to jest parę lat temu. Wtedy w Polsce pojawiały się nieśmiałe artykuły na ten temat ale cała literatura naukowa była w obcych językach. Nie kończyłam znowu tych studiów tak dawno i dlatego to zbytnio nie zmieniło się niestety ale rozwój naprotechnologii z każdym rokiem w Polsce przybiera szersze kręgi. Spotkałam się bliżej z Napro (tak określę ją w skrócie) gdy pary z mojego najbliższego środowiska zaczęły mieć problemy z poczęcie.Ale może zacznę od początku: Czym jest naprotechnologia?  NaProTECHNOLOGY® (Natural Procreative TechnologyNPT – Wsparcie Naturalnej Rozrodczości/Prokreacji)., jest to nowa gałąź medycyny odnosząca się do zdrowia reprodukcyjnego, ukierunkowana na dobrą diagnostykę i skuteczne leczenie. Korzysta z najnowszych osiągnięć ginekologii, chirurgii, endokrynologii. Jednym słowem jest to dobra medycyna. NaProTECHNOLOGY® to propozycja dla kobiet od okresu dojrzewania aż po menopauzę. Współpracuje z układem rozrodczym kobiety, rozpoznaje problem i stara się przywrócić prawidłowy stan.
Trzydzieści lat badań naukowych nad cyklami miesiączkowymi, zarówno prawidłowymi, jak i nieprawidłowymi, przyniosło ostatecznie wyjaśnienie ich tajemnicy.
Metoda diagnozowania i leczenia niepłodności, która polega na prowadzeniu dokładnych obserwacji kobiecego organizmu i tworzeniu na tej podstawie indywidualnych wytycznych dla każdej pary. Na tym etapie można zadecydować o włączeniu leczenia hormonalnego lub chirurgicznego oraz ustalić optymalny dla danej pary moment współżycia. Przeciętna długość cyklu metody NaPro (a więc pełnej diagnostyki) trwa 24 miesiące.Definicję i inne wiadomości znajdziecie na stronie:
http://www.naprotechnology.com.pl/
Można w skrócie napisać, że Naprotechnologia to badanie, analiza problemu, ustalenie optymalnego momentu na współżycie, ewentualne branie hormonów lub zabiegi chirurgiczne typu laparoskopia itp.Procesy jakie może być podana kobieta to m.in. 
- badanie krwi
- badanie hormonów 
 - badanie owulacji
- drożność jajowodów (zabieg HSG) 
- histeroskopia
- laparoskopia
Mężczyzna może zostać poddany następującym badaniom lub zabiegom m.in. 
- dwukrotne badanie nasienia  
 - wizyta u lekarza androloga
Oboje zaś: 
-  Test po stosunku (PCT) 
- Test wrogości śluzu -
- Przeciwciała przeciwplemnikowe
Oczywiście każda z tych list wygląda inaczej w zależności od pary i ich nazwijmy to "problemu". Lista ta może się skrócić lub wydłużyć. W Naprotechnologii ważna jest obserwacja cyklu kobiety i płodności pary jest to tzw. Model Creightona,, szerzej o tym do poczytania na poniższym linku. Naprawdę warto wiedzieć coś nie co na ten temat.
Nie chciałam Wam robić wykładu na ten temat ale napisać o doświadczeniach par mi znajomych. 
Prawdziwe historie par starających się za pomocą NaPro. 
 Historia I
Obie pary to młode małzeństwa lecz z inną historią starania się o dziecko. Pierwsza z nich , nazwijmy ją Adam i Ewa to para, która spodziewała się jeszcze przed ślubem, ze z poczęciem mogą być problemy ponieważ on miał za sobą bardzo cięzki wypadek i uszkodzone jądra. Po roku od ślubu i starania się o dzieciątko, ona zrobiła wszystkie badania u zwykłego ginekologa i okazało się, że u niej wszystko ok. Wystarczyło zrobić badanie nasienia by stwierdzić jak to określił ich pan ginekolog "szans prawie nie ma". Adam dostał leki ale po kolejnym roku nie przyniosły efektu. Trafili do lekarza "cudownego" (piszę tak ponieważ był to mój lekarz prowadzący ciąże i jest naprawdę super gościem) , który bardzo ich wspierał ale nie ukrywał, że szanse są niewielkie a że jest zwolennikiem in vitro zaproponował im wstępne badania,które pokazały, że jak to określił "was ratuje tylko cud, nawet in vitro nic nie pomoże". Ewa poradziła się znajomej położnej, która była instruktorką Naportechnologii (Ewa o tym nie wiedziała, zresztą niewiele wiedziała o NaPro). Kobieta umówiła ich z lekarzem ginekologiem-położnikiem, który zajmuje się NaPro. Nic nie mieli do stracenia, rozważali adopcje jakiegoś dziecka. Poszli na pierwsze spotkanie a tam usłyszeli wiele ciepłych słów i... by nie tracili nadziei! byli zszokowani...przeszli liczne badania, hormonoterapie, nauczyli się obserwacji według modelu Creightona. Wiele mieli chwil gorszych i lepszych...ale jakoś trzymali się nadziei, że przecież "i tak nie mają nic do stracenia a może się uda". Po kolejnym roku podjeli decyzję, że rezygnują że nie dają już rady żyć tylko nadzieją,która rozwiewa się z każdym kolejnym miesiącem i wtedy... okazało się, że są w ciąży :) ich synek ma obecnie 2 latka i nie ma szczęśliwszej rodziny od nich :)Ewa zadzwoniła do lekarza od in vitro i powiedziała mu "A jednak cuda się zdarzają panie doktorze a jest nią NaProtechnologia" - to oczywiście był taki żart, ale fakty są faktami.
Historia II
Iga i Tom para z podobnym stażem, jednak inna historia. Ona zaszła w ciąże bardzo szybko, w sumie zaraz po ślubie. Niestety w 3 miesiącu ich dzieciątko zmarło. Stratę przeżyli bardzo i usłyszeli, że niestety nie wiadomo jak będzie z następnymi ciążami. Kolejne miesiące starań się o dzidziusia nie dawały efektu. Myśleli, że się zablokowali, że to trauma po pierwszej stracie. Lekarze mówili, że z punktu medycznego nie ma przeciwskazań by mieli dzieci ale nie ukrywali, że moga być jakieś genetyczne antagonizmy, ponieważ pierwsze dzieciątko nie rozwijało się od poczatku prawidłowo i jeśli nawet by się urodziło byłoby w duzym stopniu niepełnosprawne, tak przynajmniej stwierdzono po sekcji zwłok. Iga dużo czytała i szukała jak najwięcej treści na temat płodności aż w końcu znalazła informacje o lekarzu od Naprotechnologii. Poszła na pierwszą wizytę sama, przekonał ją by zawalczyli i ...współżyli świadomie z mężem. Na drugiej wizycie pojawiła się z mężem. Pół roku starań i mają wspaniałą córeczkę, która już teraz chodzi do zerówki.  To wszystko co dziś chciałam Wam napisać. Dobrej nocki :)  

wtorek, 13 maja 2014

II miesiąc kuracji stymulującej wzrost nowych włosów Vichy Dercos Neogenic

Rozpoczęłam drugim miesiąc testowania kuracji stymulującej wzrost nowych włosów VICHY DERCOS NEOGENIC. W ubiegłym tygodniu dostałam przesyłkę od Streetcomu ampułek Vichy na kolejne dwa miesiące. Wcześniej zostałam poinformowana, iż dostałam sie do drugiego etapu kuracji. Skakałam z radości bo naprawde mam spory problem z wypadaniem włosów. Ampułki-kuracja już po pierwszym miesiącu przyniosły wzmocnienie moich włosów i jakiś nieśmiały meszek ale do nowych włosów jeszcze daleko. Miesiąc testowania zakończony duży pozytywem. A oto zdjęcie zawartości przesyłki.
Dostałam ampułki na dwa miesiące kuracji plus 12 ulotek do rozdania znajomym. Mój mąż kupił sobie również takie pudełeczko do stosowania plus mamy też szmapon Vichy Dercos Neogenica. Oto jak wygląda pudełeczko w środku.
Jak widzicie ampułki są wydzielone każda oddzielnie na 28 dni czyli miesiąc kuracji. Jest też aplikator - to ten biały z fioletowym przyciskiem. Ampułki bardzo łatwo się aplikuje, ponieważ wkłada się ampułkę do aplkatora, naciska i już. Główka aplikatora jest zaokrąglona i służy nie tylko aplikowaniu zawartości ampułek ale także masażu. Jutro postaram się zrobić zdjęcia lub filmik poglądowy byście mogli zobaczyć sami jak to wygląda w praktyce. W każdym razie opakowanie, sposób zabezpieczenia każdej ampułki, aplkator to wielkie plusy już na wstępie kuracji. Najważniejsze jst jednak skład preparatu i jego skuteczność. O tym już pisałam we wcześniejszych postach, ale w następnych też wrócę.



sobota, 10 maja 2014

Clubcard Tesco a bony dla mam

W tym tygodniu zaskoczyło mnie Tesco. Dostałam z Clubcard książeczkę z bonami a w niej 12 bonów na różne produkty i wnioskuję, ze to na te na które najwięcej kupowałam przez jakiś czas, ponieważ dostałam bony np. na deserki BObovity (8zł), obiadki Bobovity (6zł), biszkopty, owoce, kasze itd. Super sprawa...czasem od nich dostawałam bony na pieluchy np. 8 zł. Nie robię w Tesco często zakupów ale zawsze te parę punktów się uzbierało i zawsze jakieś bony przychodzą...a teraz to w ogóle ekstra sprawa.  Plus za książeczkę...dlaczego? ponieważ ostatnie bony zgubiłam jak przyszły takie na zwykłej kartce. Wyjechaliśmy na święta a jak wróciliśmy te bony gdzieś wcieło...podejrzewam malutką, że mi je gwizdnęła do kosza z plecaka ale nie jestem pewna bo sama przypominam sobie, ze jakieś papiery tescowe wyrzucałam do kosza. W każdym razie przez moje niedopatrzenie byliśmy stratni parę dobrych złotych ale teraz książeczka bonowa wynagrodziła żal za zgubionymi bonami :) Tak się jakoś składa, że w kazdym sklepie gdzie robię w mairę regularnie zakupy staram się wyrabiać karty klienta, brac udział w programach lojalnościowych. Oczywiście nie daję się zwariować promocjami itd. ale jeśli mogę coś zaoszczędzić to dlaczego mam z tego nie skorzystać. Za zaoszczędzone pieniądze kupuję coś dla dziecka lub np.... słodki deser na obiad. Taki bonusik dla nas :)

czwartek, 8 maja 2014

wspomnienia dwóch kresek - PCOS a ciąża

Dokładnie dwa lata temu zobaczyłam na teście ciążowym dwie kreski :) i była pierwsza wizyta u ginekologa i stwierdzenie że jest ciąża już w macicy ale za wcześnie by zobaczyć czy serduszko bije :) kolejna wizyta była za dwa tygodnie i już maluszek miał dwa milimetry i serduszko biło pięknie. A teraz "to dwa milimetry" biega pod domu, krzyczy, i śmieje się radośnie,i rozrabia ,i jest wielkim naszym szczęściem. Ciąża nie była planowana ani chciana. Tak, moje Drogie Mamy, moja ciąża była taką przysłowiową "wpadką" ale teraz wiemy z mężem, że gdyby nie ta wpadka nigdy byśmy się na dziecko nie zdecydowali. Zawsze byłoby coś nie tak, ba nie zdecydowalibyśmy, aby zalegalizować nasz związek...a tutaj dziecko i lawina decyzji, zmian, na które nie mieliśmy wcześniej odwagi sił itd. Jest jeszcze jeden cud kryjący się za tymi dwiema kreskami. 10 lat temu zdiagnozowano u mnie PCOS czyli zespół policystycznych jajników i praawdopodbieństwo że nigdy nie będę miała dzieci było bardzo wysokie. Byłam podłamana ale chyba szybko to po mnie spłynęło. Byłam młoda, pełna planów i stwierdziłam, że może to i lepiej. Będę robić karierę. Dopiero jak pojawiło się paru fajnych facetów w moim życiu zaczęłam myśleć o rodzinie ale to tez szybko rozwiałam bo przecież nie mogę mieć dzieci i szybko odrzucałam bliższe znajomości z panami. Cały czas brałam tabletki hormonalne regulujące okres... pewnego dnia tak boały mnie jajniki od torbieli, że lekarka zdecydowała się podać leki, które spowodują że urosną owe pęcherzyki i doprowadzi do owulacji, to miała być taka próba...ale niestety mój organizm nie zareagował na leki i nie miałam nadal owulacji przynajmniej podczas kuracji...ale paręnaście tygodni później okazało się,że jestem w ciąży. Jestem przykładem, że z PCOS można zostać mamą nawet przy niewielkim leczeniu :)

wtorek, 6 maja 2014

"mamy problem"

Jak każda z mam i ja miewam lepsze i gorsze dni i noce. Niestety od kilku dni te ostatnie nie wyglądają najlepiej. Dziś...
godz. 1.00 po północy
mała się budzi z jękiem ale po zmianie pieluszki zasypia
godz. 2.10
płacz, uspokajam, daje picie. Nic nie skutkuje. Mąż przychodzi z drugiego pokoju i przygotowuje butelkę z mlekiem. Kołyszę córcie i śpiewam. Płacze. Mąż wynosi ją do swego pokoju i jakoś wycisza się ta malutka nasza królewna.zasypia w moich ramionach.
godz. 4.00
znowu jęczy, przebieram pieluszkę
godz. 5.00
płacze cicho i rzuca się po łózku. Daję jej picie i otulam. Znowu jęczy. Zaczynam uspokajać i siebie i ją by nie obudziła męza, który musi przecież rano wstać do pracy. Nic nie skutkuje...nagle siada i...jednym chlustem zwraca całe picie na koc. Zaczyna płakać, nie wie co się dzieje.Szybko zabieram koc i rzucam na podłogę, wycieram jej buzie i podaję wodę. Znowu wymioty i płacz, który cichnie jak wymioty ustają. Daję małej kropelki na brzuszek i uspokajam. Jęczy...ja zrzucam szybko powłoczkę z kołdry, wszystko brudne. Zmieniam pościel by nie widziała co się stało. Po pół godzinie podaję mleko...i już spokojnie pije, ale wypija pół butelki i powtórka z rozrywki...czyli wymioty. Nie ma wyjścia...
godz. 6.00 budzę męża słowami "mamy problem".
Stoimy nad leżacą córcią i debatujemy co robić. Podajemy znowu picie, ciepłą ziołową herbatkę...czekam najgorszego...ale o dziwo nie było nic...ufff może jakoś przeszło...o 7.00 dajemy jej kelik i wodę. Jest coraz leiej
godz. 8.00
zaczynają się kupki, czarne i brzydkie ale mała normalnie już je i bawi się.
W dzień zwykłe zakupy, obiad itd. Tylko ta rumiana skóra na policzkach i cienie pod oczami. Dzwonię do znajomej lekarki...mówi,ze to alergia. Nie wiem czy wierzyć...jeszcze parę dni do wizyty u alergologa. Nasza córcia nie jest zdrowym dzieckiem, od początku ma problemy z trawieniem, od pierwszych godzin. Przeszła wiele badań, lekarstw i nikt nie mógł stwierdzić co i dlaczego, i czy z tego kiedyś wyrośnie. Ma też wadę serca, ale na szczęscie taką,którą trzeba tylko obserwować ( ja też mam taką, na którą nie ma lekarstw a tylko opercja, wszczepienie zastawki, ale to mam nadzieje,że na starość). Martwię się o moją córcie...już tak od małego się męczy...wiele rzeczy nie może jeść, ciągle coś boli :(

niedziela, 4 maja 2014

co zrobić z niepotrzebnymi rzeczami?

 Jak już wcześniej pisałam uczymy nasze dziecko porządku a także pilnujemy sami siebie by takowy porządek trzymać. Wychodzi to oczywiście róznie,ale wraz z wiosną postanowiliśmy zrobić porządki w swoich odzieżowych szafach. Zaczął mąż "wyrzucając" do pojemników na odzież, stojących obok naszego bloku, dwa worki ubrań. W sumie dziwię się skąd on je wziął bo naprawdę ma mało ubrań a jednak uzbierało się. Postawa męża zmobilizowała mnie, kobietę "najbardziej odzieżową osobę" w domu do swoistego remanentu szaf. Niestety tak jak to bywa nie chciałam wyrzucić niczego pomimo, że w wielu ubraniach nie chodzę i... nie mam się jak zwykle w co ubrać. Tak, ja posiadaczka trzech szaf ubrań nie mam się w co ubrać a równocześnie wszystkie rzeczy są mi potrzebne bo zawsze może mnie najść by coś założyć. Piszę to trochę poważnie a trochę ironicznie ale niestety sytuacja jest w 100% prawdziwa. Po przeglądnięciu pierwszej szafy uzbierał się jeden worek na śmieci ubrań. Uff nie było tak źle. Z nostalgią wrzuciłam do niego swój ulubiony czerwony sweter, kolorowe letnie spódnice, w których od czasów studiów już się nie mieszczę, bluzki za małe w biuście itd. Na pierwszej szafce z ubraniami się skończyło, bo nie miałam czasu na więcej. Druga szafka, którą przeglądnęłam to szafka z drobiazgami. Na wyspie każdej z mam jest takie miejsce gdzie jest nazwijmy to tak "kufer 101 drobiazgów". Tam jednak od jakiegoś czasu mam w miarę stały porzadek, gdyż moja córcia często zagląda do owego kufra, co powoduje regularne wyrzucanie jego zawartości na środek pokoju. Z tego kufra także ciężko mi coś wyrzucić ale uzbierało się.. parę kosmetyków, książek, lekarstw przeterminowanych itd. Kolejne porządki po niedzieli, ale powstaje pytanie co zrobić z tymi rzeczami, które chcemy się pozbyć. Często są to całkiem dobre rzeczy, które mogą jeszcze komuś posłużyć. Mój mąż zrobił prostą sprawę i wrzucił do pojemnika na na odzież - ale co można innego zrobić z ubraniami lub innymi rzeczami. Kilka moich pomysłów na "moje rzeczy":
- część ubrań dorzuciłam do mężowych i trafiły do pojemnika na zbiórkę odzieży
- część ubrań postanowiłam wystawić na serwisach aukcyjnych i sprzedać chociażby za 1 zł (nie dla zysku a dlaczego napiszę w innym poście)
- część np. kosmetyków dla dziecka, moich,których są krótkie terminy ważności i wiem, ze tego nie zużyjemy po prostu ogłosiłam na jednym z portali lokalnych, że oddam za darmo dla chętnych np. połowe maści na sutki, której termin ważności kończy się pod koniec maja. ( ktoś się zgłosi to ok. jeśli nie to też ok. rzeczy po przeterminowaniu trafią do kosza).
- część kosmetyków, książek, ubrań praktycznie nowych (nieużywanych kosmetyków, nieczytanych ksiązek, nietrafionych prezentów) trafia na aukcje w celu sprzedarzy(wiadomo gdzie),
- część rozdam znajomym tym co będą chcieli.
Nie przerażajcie się taką długą listą, ale tych rzeczy nie ma znowu tak dużo, ale niektóre są specyficzne a szkoda mi je wyrzucać do kosza.
Zużyte baterie spakowałam i trafią do specjalnego pojemnika a na baterie w Rossmannie, zaś przeterminowane leki już czekają w torebce do oddania do najbliższej apteki. Taki to początek naszych porządków. A Wy co robicie z niepotrzebnymi rzeczami?

czwartek, 1 maja 2014

co wypada w odwiedzinach a co nie

Dziś byli  nas na obiedzie goście. To znajomi męża,ja tylko wcześniej o nich słyszałam...i po tej wizycie zaczęłam się zastanawiać co wypada a co nie wypada podczas takich spotkań...ponieważ spotkała mnie trochę niemiła sytuacja, bo pani, która pierwszy raz zobaczyłam dziś po 5 minutach przysiadła się do mnie na kanapie gdzie karmiłam dziecko i zapytała przy wszystkich, że muszę być dużo młodsza od swojego męża. Powiedziałam wymijająco, że parę lat jestem ale niezbyt dużo. Pani nie odpuszczała..."aha", kilka chwil milczenia i słów o dziecko a ona nadal drąży... "widać dużą różnicę, że jesteś młodsza od  NN". Zdziwiłam się bo mój mąż bardzo dba o siebie i wygląda o wiele młodziej niż na swój wiek i wcale nie ma tak dużo lat!!! no ale ja kulturalnie bąkam znowu, że parę lat jestem młodsza" i czekam kiedy zapyta o cyfrę. Nienawidzę takich pytań i odkąd jesteśmy na ty?! no i pada pytanie, czy może zapytać ile mam dokładnie lat. Mówię cyfrę nie wiedząc ile rozmówczyni ma lat. Okazuje się, że jest niewiele starsza ode mnie, jej partner ją pociesza, że jeszcze jest młoda. Wygląda bardzo poważnie, myślałam, że ma więcej lat od mojego męża. Wiem, że ja ubieram się czasem ,że tak powiem "młodzieżowo" ale w domu taki mam styl. Ale to nieważne, ważne,że po tym pani gość często ignorowała to co mówiłam i w ogóle była cała skupiona na moim mężu i córce. Najzabawniejsze w tym, ze po wyjeździe gości, mój mąz wychwalał panią gościa jaka to ona obyta w świecie i widać,że ma ogładę...trzymajcie mnie, bo ja chyba innych zasad zachowania uczyłam się w gościnie. A jak Wy? Co Wy na ten temat sądzicie? co wypada a co nie wypada? o co można zapytać a o co nie? i czy można tak po prostu przyjść na "ty" z osobą dopiero co poznaną bez jej wiedzy?