sobota, 29 listopada 2014

prezenty od rodziny

Najazd rodzinny przezyty...uslyszalam opienie, ze ładne to nasze mieszkanie wiec bylo ok. Najbardzeij rozczarowana bylam prezentami dla malej. Wczesniej wszyscy sie pytali co jej kupic wiec mowilam konkretnie czego potrzebuje a tutaj nie dostala ani jednej rzeczy z tego za to sterte miskow, pajacow , ozdob na choinke. Z zabawek dostalała samochod sterowany )tak moja corka, dziewczynka), samolot latajacy, plus swinke Pepe jezdzaca na motorze. Nie dostala klockow o ktore prosilam, ukladanek, lalek. Po prostu bardzo sie zawiodlam. Dostala tez kurtke na zime, cale szczescie, od dwa numery za duza to bedzie na nastepny rok, dodatkowo granatowo+czerwony dres dla... chlopczyka na teraz. Teraz to pokazuje jak nastawiona jest moja rodzina, w ktorej do tej pory rodzilo sie wiekszosc chlopcow. Mala pobawila sie chwilke tymi rzeczami iw rocila do starych klockow i ukladanek. Cale szczescie chrzestny dal 100zl dla malej bo nie mial czasu kupic prezentu wiec za te pieniadze kupie jej klocki. Nie rozumiem jak mozna pytac co kupic dziecku a pozniej i tak zrobic swoje...no ale mozna...

poniedziałek, 24 listopada 2014

Płyn do mycia naczyń Morning Fresh czyli nowa kampania Streetcomu

Od tygodnia testuję płyn do mycia naczyń Morning Fresh, który otrzymałam w nowej kampanii Streetcomu. Bardzo się ucieszyłam z możliwości testowania tego płynu ponieważ sama nigdy nie myłam w nim naczyń.
 Cechy płynu:
- super skoncentrowany
- niezmiennie doskonała formuła
- gęsty, dzięki czemu jest wydajny
- doskonale usuwa nawet trudny do usunięcia tłuszcz i brud
- idealnie się pieni
- świeżo pachnie
- nr 1 w Australii od ponad 30lat
Warianty płynu sprawiają, ze każdy znajdzie coś odpowiedniego dla siebie:
- Morning Fresh Orginal
- Morning Fresh Lemon
- Morning Fresh Apple
- Morning Fresh Sensitive Aloe Vera.
Jak na razie zapachowo podoba mi się Morning Fresh Lemon, zaś jeśli chodzi o mycie i pielęgnacje dłoni to odpowiada mi Morning Fresh Sensitive Aloe Vera.

piątek, 21 listopada 2014

"jadą , jadą goście" - przygotowanie dom i obiadu na najazd rodziny

Jutro, godz. 10.00 - przyjazd mojej rodziny. Jak co roku w okolicy  moich imienin i urodzin przyjeżdżają do mnie rodzice plus inni członkowie rodziny. Skład tych "innych członków rodziny" jest zmienny bo zależy kto może przyjechać w danym terminie. Termin ustalili sami goście, my tylko mieliśmy potwierdzić czy będziemy wtedy w domu :) Jestem cała w nerwach bo to stres okropny gościć moją rodziną bo przecież chce się jak najlepiej wypaść. O tym, że przyjeżdżają dowiedziałąm się dopiero wczoraj bo wcześniej samochód był w naprawie i nie było pewne czy mechanik zdąży przed sobotą a to do pokonania 250km jakby nie było. Tym razem przyjeżdża mój szwagier i siostra.Od rana biegam po zakupy, robię już na jutro cały obiad czyli zupę z soczewicy, roladki drobiowe ze szpinakiem plus kotlety schabowe z boczkiem dla tych co nie lubią szpinaku plus ciastka. Wszystko na mojej głowie bo mąż wyjechał na konferencje do stolicy a nie miałam serca by powiedzieć mu, zeby odwołał ponieważ zapisał się na nią parę tygodni temu  bardzo się cieszył na ten wyjazd. Mój stres jest tym większy, że sioistra ze szwagrem nigdy u nas nie byli a osoby, które nigdy nie były w naszym mieszkaniu zawsze się dziwią jak jest urządzone...a mianowicie, mieszkamy w stylu lat dwudziestych i PRL. Tak, tak...nie znajdziecie u nas "modnych, współczesnych mebli". Począwszy od szafki w przedpokoju, starej powojennej kupionej na starociach skończywszy na kuchnii...uwaga..."bez mebli". Tak, tak...nie mamy mebli w kuchni, nie ma blatów itd. Jest stary komunistyczny stolik, stara lodówka i...stary przed wojenny kredens po babci. To jedyna "szafa" w kuchni i tutaj musi się wszystko zmieścić. W pokoju córki są za to..."antyki" piszę w cudzysłowie ponieważ jest to duża szafa trzydrzwiowa, kredens oraz regał z książkami i to wszystko z lat 20 stych XXwieku. Łóżko też mamy nie tak zwyczajnie składane a...rozsuwane w środku z trawy trzcinowej. Najnowszy mebel to łóżko dla córki kupione parę dni temu. Wszyscy się dziwią jak można tak żyć...w starym stylu ale może nie wszyscy, może tylko Ci co cenią nowoczesność...nie wiem...nam się podoba takie mieszkanie z duszą i gdyby tylko było nas stać na kupienie mebli np. z XVIII wieku to już byśmy szukali ale na razie oglądamy tylko takie cuda i obchodzimy się ze smakiem. Jednak nasze zamiłowanie do staroci (mąz kocha stare książki i monety a ja bibeloty i zastawy stołowe oboje kochamy stare meble) nie jest zrozumiałe przez naszą rodzinę, aczkolwiek usłyszeliśmy już komplementy, że nasze mieszkanie "pomimo tego jest ładne" :)

wtorek, 18 listopada 2014

jeden mniej czyli odchudzanie racjonalne i realne

Dziś na temat, który od jakiegoś czasu zaprząta moją umysł i ciało czyli odchudzanie. Tak, tak...uważam, że odchudzanie to sprawa umysłu. Niestety im bardziej skupiam się na odchudzaniu i na tym by mniej jeść tym jem więcej. Zatem opracowałam sobie plan mojego indywidualnego odchudzania, które ma dwie zasady:
- racjonalność czyli zdrowo i z zachowaniem odpowiednich proporcji składników pokramowych
- realnie i tutaj kolejny temat rzeka, -ponieważ wychodzę z założenia, że nie ma co zakładać sobie surowych diet jak wiadomo,że się w nich nie wytrzyma albo wytrzyma na krótko a później efekt jo-jo jeszcze gorszy, a więc ja znając siebie postanowiłam zrzucić 10 kg małymi kroczkami tak bym bez radykalnych diet nie zniechęciła się odchudzaniem. Założyłam sobie, ze będę chudła 1 kg w 1 miesiąc. Może to mało, ale...jak na łakomczucha wychowującego małe dziecko (też łakomczuszka) i osobę, która rozkręca własną firmę mam wiele na głowie i wiele do "zajadania" gdyż jestem zajadaczem problemów. Wyjątkiem jest moment gdy stres przekroczy granicę max i wtedy już nic nie jem. A więc:
1 kg w 1 miesiąc to moje minimum jak i maksimum (jednak jak uda się schudnąć więcej to ok. ale nigdy mniej). Limit na 1 miesiąca wykonany i schudłam 1 kg a nawet chyba parę gram więcej. Jak się odchudzam:
- jem dobre, duże śniadania dzięki czemu gdy wychodzę z dzieckiem na miasto nie kupuję masy słodyczy, bułek itd.
- jem dużo jabłek i innych owoców
- piję herbatę czerwoną (o ich właściwościach i działaniu napiszę w innym poście)
- obiad zjadam z dwóch dań ale w mniejszych porcjach jak dotychczas ale zawsze jestem po nim syta (nigdy nie kończę obiadu z uczuciem głodu bo to skutkuje tym, ze za parę minut podjem coś innego)
- podwieczorek składa się z owoców lub sałatek.
- nie jadam kolacji tylko piję albo kawę zbożową na mleku lub herbatkę korzenną z goździkami i owocami.
- ruszam się, codziennie minimum 1 godzinny spacer ale raczej zazwyczaj wychodzi dwu-godzinny lub dłuższy
- jak tylko mogę to ćwiczę ale nie tak zorganizowanie w danych godzinach ale np. jak kąpię dziecko to ćwiczę skłony itd.
W weekendy jem kolacje gdyż wtedy spędzamy z mężem więcej czasu razem i miło usiąść do wspólnej kolacji. Nie mogę jednak zrezygnować całkowicie ze słodyczy i dopuszczam małego batonika czasem nawet codziennie a czasem co drugi dzień. Myślę, ze to wynika m.in. z tego,ze mam niski poziom cukru we krwi i nie słodzę żadnego napoju ale pewnie też to moje wytłumaczenie bo jestem łasuchem i tyle, ale powoli biorę się za swoje kilogramy :) trzymajcie za mnie kciuki :)

poniedziałek, 17 listopada 2014

nauka samodzielnego spania malucha - cd.

Czy widzicie zdjęcie poniżej? To moja córcia w swoim nowym łóżeczku smacznie chrapie. Obecnie po wielu sposobach na samodzielne spanie udaje się to tylko w dzień, ale to wielki postęp. Jak mi się to udało? otóż do pewnego momentu tylko zabawa interesowała malutką na tym łóżeczku ale w dzień złożyłam wszelkie możliwe łózka w domu i zostawiłam jej tylko to nowe z poduszką. Nowe nie rozkładam ponieważ jak jest złożone to mała bez problemu się na nim mieści. Złożone ma 120 cm a mała ma 94 cm (ma 22 miesiące).
Sposób na małego buntownika był tak jak powyżej wspomniałam, pozbawienie ją wszelkich innych miejsc do snu dziennego. Krązyła po mieszkaniu niczym mucha, poznosiła wszelkie rzeczy na nowe łóżko i kiedy już padała ze zmęczenia zaproponowałam jej butle mleka, przytulenie i bajeczkę. Przystała na to z radością i udało się...od tego dnia co dzienie śpi w dzień dwie godzinki na nowym łóżku. Sama :) jestem szczęśliwa. Niestety w nocy nadal śpi ze mną na starym łóżku i nie chce słyszeć o nowym...ale małymi krokami przymierzam się i do tego by ją...w końcu usamodzielnić :)Odnośnie nowego łóżka jest moim zdaniem bardzo dobre, aczkolwiek już widzę minusy ale jakie o tym w następnym poście bo dziś zmęczenie daje mi się we znaki.

piątek, 14 listopada 2014

Wybory samorządowe 2014 - Rodzina ma głos

Dziś nie będę oryginalna i napiszę o wyborach ale jednak inaczej. Otóż napiszę o stronie i akcji społecznej, która ma za zadanie ułatwić wybór kandydata na dane stanowisko. Otóż chodzi mi o taką inicjatywę jak: Rodzina ma głos
Co to takiego?
„Rodzina ma głos!” to kampania społeczna promująca działania i wartości przyjazne rodzinie wśród samorządowców i wyborców. Poznaj kandydatów, dla których wartości rodzinne to nie tylko hasła wyborcze.Dany kandydat podpisuje deklkaracje wartości prorodzinnych. Na stronie jest specjalna "wyszukiwarka" kandydatów z danego regionu tzw. prorodzinnych. Na ile jest to sprawdzalne nie wiem, ale warto poczytać i się z tym zapoznać. Piszę o tym ponieważ ta akcja mnie już jakiś czas zaintrygowała i obserwuję ją z uwagą. Zaciekawiła mnie akcja przyznawania certyfikatów:
Certyfikat Kandydata Przyjaznego Rodzinie ma wskazywać wyborcom kandydatów do samorządu lokalnego, którzy publicznie zadeklarują stosowanie zasad ujętych w Dekalogu Samorządowca Przyjaznego Rodzinie. Kandydaci zobowiązują się do podejmowania konkretnych działań wypływających z tych zasad. Lista osób certyfikowanych będzie pomocą w dokonaniu właściwego wyboru przez osoby, dla których rodzina jest najważniejsza.Certyfikowanym kandydatem może być osoba ubiegająca się o urząd wójta, burmistrza, prezydenta, radnego sejmiku wojewódzkiego, rady powiatu czy rady gminy.Po więcej informacji odsyłam Was do strony:
www.rodzinamaglos.pl

środa, 12 listopada 2014

"biedne miasto" i olx.pl

Dziś chciałam Wa napisać o czymś co od dawna mnie nurtuje. A mianowicie... jak wcześniej pisałam lubię dawać oferty na portalach typu olx.pl. Doświadczenia jakie wyniosłam z tego jak ogłaszałam coś za darmo mnie troszkę zaskoczyły. Otóż jakiś czas temu dałam ogłoszenie, ze oddam "za darmo" jedzonko dla niemowlaków (słoiczki, jogurciki itd.). Moja córcia zbuntowała się na to jedzenie więc miałam trochę na zbyciu a pomyślałam, że tyle ciągle słyszę, że biedne to miasto,że ludzie muszą do stolicy i za granicę jeździć po chleb itd. Dodatkowo dałam też ogłoszenie, ze oddam kosmetyki co prawda już trochę używane czyli np.połowę płynu do kąpieli Emolium itd. Pomyślałam, że moja córka ma tyle tych kosmetyków to podzielę się np. żelem na ciemieniuchę itd. Fakt, że kosmetyki były otworzone i przez jakiś czas stosowane ale naprawdę wszystkie były z datami ważności itd. Zdziwiło mnie ponieważ...nikt się nie zgłosił po to...mało tego jedna pani, która się zgłosiła po dwóch dniach napisała mi łaskawie na moje pytanie kiedy przyjdzie odebrać rzeczy, że "jej się nie opłaca po to przychodzić". Myślałam, że ciśnienie mi podskoczy do sufitu. Na domiar wszystkiego zaczęłam dostawać e-maile, żebym się  cytuję "stuknęła w chodnik głową, bo kto o zdrowych zmysłach rozdaje jedzenie" i żebym dała bezdomnym itd. Wiecie...kiedy dawałam te ogłoszenia mój mąż mnie przestrzegał, że ludzie są różni i żebym się nie zdziwiła, że może mnie spotkać wiele przykrości. Pomyślałam, że dlaczego? mam małe dziecko i wiem ile kosztują jedzonka, ile kosmetyki zwłaszcza dobrych firm jakie oddawałam i zamiast lawiny zgłoszeń i uradowanej matki niemowlaka dostałam takie e-maile i zostałam tak potraktowana. Dlatego postanowiłam, że już nic nie oddaję za darmo. A sprawa "darmowców" skończyła się tak, że ...całą paczkę jedzonek i kosmetyków a nawet parę śpiochów dostała pewna pani z Krakowa, która odezwała się do mnie na olx.pl. Jej się jakoś opłacało pokryć koszty wysyłki i bardzo się ucieszyła z paczki. Powstaje pytanie: dlaczego w mieście, które ma ponad 250 tyś mieszkańców, wysokie bezrobocie, wysoki wskaźnik urodzin dzieci i ubóstwa, nie znalazła się chociaż jedna osoba, która chciałaby dostać coś całkiem za darmo? Powiedzcie czy to nie dziwne? i dlaczego ludzie tak traktują osoby, które coś chcą dać "za darmo"?

wtorek, 11 listopada 2014

11 listopada w mieście

Za oknem piękna pogoda, od rana dżwięki pieśni patriotycznych w radiu a my walczymy z małą marudą by się ubrała.Uff w końcu się udało. Wcześnie rano ugotowałam obiad (prawie na śniadanie:) ) i postanowiliśmy iść na obchody Święta Odzyskania Niepodległości. Zanim jednak się wybraliśmy troszkę potrwało ale w końcu doszliśmy do centrum kiedy biegacze biegu niepodległościowego jeszcze biegli (przepraszam za kumulację "biegów"). Niestety z nosami na kwintę spacerowaliśmy po centrum bo okazało się,że wszystkie obchody już się odbyły, więc poszliśmy na plac zabaw. Ku naszemu zaskoczeniu w parku pojawił się Piłsudski na koniu ze swoimi żołnierzami rownież na koniach. Dzieci piszczały w zachwycie. Nasza Maruda również i nawet koni się nie bała więc narobiliśmy zdjęć.Okazało się, że wszelkie obchody przed nami ale my już głodni i zmęczeni wróciliśmy do domu na obiad. Mała właśnie padła a więc koniec świętowania...a przepraszam...popołudniu mąż na podwieczorek robi gofry patriotyczne , biało-czerwone z dżemem :) Pięknie to miasto wyglądało...mnóstwo flag biało-czerwonych,ludzi z akcentami biało-czerwonymi, rozdawano chorągiewki itd. Wiecie nie chciałam być na przemowach ponieważ wiadomo,ze wszystko podporządkowane kampanii wyborczej,ciągle dostawaliśmy ulotki. Dla mnie to trochę nie na miejscu, że wykorzystuje się taką okazję do uprawiania polityki ale mój mąż uważa, że właśnie takie święta do tego jak najbardziej się nadają. Ot różnica zdań.

poniedziałek, 10 listopada 2014

nauka samodzielnego spania i Sudocrem

Jak nauczyć małe dziecko samodzielnego spania?Pytanie w tytule postu jak najbardziej obecnie przez nas przerabiane...nie chodzi nawet o to by spała sama w pokoju ale...by spała w swoim łóżeczku a ja na kanapie obok.  nowe łóżko jednak przypadło małej do gustu i...jeszcze na złożone zaczęła znosić niemal połowe swoich zabawek. Wczoraj trwała akcja zabawy na łóżku ale ja już nieznacznie mówiłam jej, że to jest TO łóżko, o którym wczesniej rozmawiałyśmy, że teraz jest już duża i będzie spać sama itd. Co usłyszałam? "Nie , nie, nie!" - po czym ryk. Tak na razie kończy się nasza nauka samodzielnego spania chociaż teraz jak się kładła spać na moją propozycję byśmy położyły się chociaż troszeczkę w nowym łóżeczku (jeszcze nie pościelonym) zareagowała pozytywnie. W nowym łózeczku wysłuchała bajki ale...żeby nie było za dobrze, i żeby matka nie myślała sobie za dużo, szybko zmieniła nowe na stare i spokojnie zasnęła. Czy ja napisałam spokojnie? przed snem zagadaliśmy się z męzem w kuchni i...wchodzimy do dużego pokoju a tam...cały tv, szafki, meble i nasze dziecie w Sudocremie. Wysmarowała wszystko dosłownie co jej wpadło w ręce plus włosy i dziurki od nosa! :( no więc przed snem była dodatkowa kąpiel i sprzatanie pokoju. Mała "wysmarowała" duże opakowanie Sudocremu, który nieopatrznie zostawiłam na stole. Zawsze mogłam tak robić i nic się nie działo ale odkąd szanowna panienka przekroczyła 92 cm wzrostu wszystko widzi na stole...a odkąd przekroczyła 94 cm kładzie brodę na stole i tylko szuka co by tu zwinąć...ot dwulatek. A wracając do nauki spania w nowym łóżeczku to jutro postanowiłam w dzień ją tam uśpić by jak będzie widno przyzwyczaiła się do nowego łoża. Zobaczymy jak wyjdzie. 

niedziela, 9 listopada 2014

łóżko dla małego dziecka/dwulatka

Od jakiegoś czasu planowaliśmy kupić łóżko dla naszego dziecka. Już parę miesięcy temu złożyliśmy łóżeczko niemowlęce bo nasza córka nie lubiła już w nim spać. Spałyśmy razem na kanapie. W końcu, wraz z długim weekendem zapadła decyzja, kupujemy łóżko dziecięce. Jak słowo się rzekło tak i kupiliśmy. Wybór był trudny bo i budżet ograniczony, i wybór na rynku ogromny ale udało się. Czym się kierowaliśmy wybierając łóżko dla naszej prawie dwu-latki? Oto kilka kryteriów:
- wymiary
- materiał z jakiego jest zbudowane (nasza córka oczywiście chciałaby super miękkie ale my wybraliśmy takie twardsze)
- tkanina obicia (tak, właśnie tkanina ponieważ zależy nam by materiał dobrze się prał)
- boki łózka, chodziło o miękkie boki i wysokie
- pojemnik na pościel
- sposób składania (by mało miejsca zajmowało po złożeniu i łatwo się składało)
- bezpieczne dla dziecka czyli bez elementów, które łatwo się odrywają
- atrakcyjna dla dziecka czyli kolorowe obicie ( u nas niebiesko-różowe),
- transport czy wliczony w cenę
To najważniejsze aspekty, na które zwracaliśmy uwagę.Łóżko dziś do nas już zagości ale...córka przeżywa bunt i nie chce nowego łóżka, bo chce nadal spać ze mną w jednym. Nie mam pomysłu jak ją przekonać, ze jest na tyle duża, że może spać sama a mama będzie z sąsiedniego łózka pilnować jej bezpieczeństwa :(

piątek, 7 listopada 2014

śmierć nie jedno ma oblicze cz.2.

Po opisanej w poprzednim poście, śmierci pani doktor pracowałam w specjalnym ośrodku dla osób z problemami z pamięcią. Liczne były Alzheimera. Wiele osób też odchodziło. Bardzo zżyłam się z jedną z rodzin...głowa rodziny niestety była w cieżkim stanie. Leżała...dorosłe dzieci, wnuki otoczyli go troskliwą opieką ale zwłaszcza żona ponad 90 letnia kobieta poświęcała się bez reszty. Zrobiło mi się żal ich bo byli wykończeni opieką całodobową a równocześnie bardzo pragneli jak najdłużej utrzymac go przy życiu...i? zaproponowałam, że mogę objąć nocne dyżury przy nim. Przychodziłam do nich w dzień , przychodziłam w nocy. Dyskretnie towarzyszyłam i wspierałam. Pod koniec życia tego pana, coraz częściej ...nawet jak byłam w ciąży. Nie powiedziałam, że jestem w ciąży. Przyjaciele i mąż nakłąniali mnie bym zrezygnowała przynajmniej z nocnych dyżurów...ale ja nie. Nikomu nic nie mówiąc o mojej "Fasolce" pod serduszkiem pracowałam w dzień w placówce a  na noc biegłam czuwać do 8.00 rano przy odchodzącym. A później znów na 9.00 do pracy w placówce. I tak w kółko. Nie wiem jak przezyłam te 3 pierwsze miesiące ciązy...ale właśnie pan odszedł gdy ja byłam pod koniec trzeciego miesiąca w ciąży. Odszedł specyficznie...a mianowcie tego dnia nie chciał jeść. Karmiłam go jednak dwie godziny obiadem. (były wakacje i miałam inny rozkłąd pracy w placówce). Po "obiedzie" zostawiłam odchodzącego z żoną i pojechałam do pracy. Odszedł tylko przy niej, trzymany za rekę, z kobietą, z którą przeżył ponad 60 lat. Cicho, spokojnie.
To moje dwa towarzyszenia osobom odchodzącym...dwa ważne odchodzenia bo było ich więcej. Dwa bliskie bo traktowałam te osoby jak rodzine..jak babcie i dziadka. Śmierć ma różne oblicza.

wtorek, 4 listopada 2014

śmierć nie jedno ma oblicze

W tych dniach kiedy pochylamy się nad grobami bliskich przypomina mi się moja praca, którą kiedyś wykonywałam. Otóż pod koniec studiów na początku piątego roku dostałam propozycje pracy jako asystentka pani doktor- nefrolog. Pani doktor, mająca 70 kilka lat,  złamała rękę i potrzebowała pomocy w sprawach urzedowych. Miała swoją gosposie,która prowadziła jej dom ale szukała kogoś kto będzie jej towarzyszył w różnych załatwianiach. Szybko okazało się, że chodzi tu przede wszystkim o prowadzenie rozmów na różne tematy i zapełnienie samotności. Pani nie miała bliższej rodziny. Czasem odwiedzali ją przyjaciele. Mąż zmarł 20 lat wcześniej. Szybko zżyłyśmy się ze sobą i pomimo, że już miała sprawną rękę zostałam na stałe "jej prawą ręką" jak mawiała. Kto pierwszy zadzwonił z gratulacjami po mojej obronie mgr? oczywiście pani doktor, która wiele lat była wykladowcą na Akademii Medycznej.Pomimo, że jestem humanistą dogadywałyśmy się wspaniale. Obie pisałyśmy wiersze, które ona wydała i to aż 6 tomików :) była osobom, którą ceniłam...właśnie była...kiedy ja wyjechałam na zasłużone wakacje po 5 latach nauki jej zdrowie załamało się...kiedy wróciłam dowiedziałam się, ze była w szpitalu. Wyglądała jak cień człowieka. Próbowała się ratować i nic nie wskazywało na koniec... wszystko było wspaniale aż do stycznia 2011 roku. Kiedy biegłam do niej,ze swojej pracy w placówce opiekuńczo-wychowawczej dla trudnych dzieciaków, widziałam, ze co wieczór czeka mnie coś niezwykłego...spotkanie nieprzeciętnej inteligencji i kultury.Przygiegłam i wtedy w styczniu...niosąc kopertę białą na ofiare dla księdza bo miał być wtedy po kolędzie. Zastałam zamknięte mieszkanie. Miałam klucze ale jeden zamek do którego nie miałam klucza był zamknięty. Pani doktor wręczając mi pękł kluczy powiedziała...jeśli przyjdziesz a ten jedyny będzie zamknięty to albo ja nie żyję albo jestem w szpitalu. Dzwoniłam wtedy do niej, dobijałam się...nic cisza. Poszłam do sąsiadki...okazało się, ze popołudniu było pogotowie. Nie wiedziałam gdzie ją zabrano, zadzwoniłam do gosposi. Tak zaczęły się dni w szpitalu...leżała na oddziale, który sama zakładała kiedyś przed prawie 50 laty. Tutaj była leżącą historią...tylko jak się okazało dla młodych lekarzy i pielęgniarek nic nie znaczyła. Prosiła nas...wypuście mnie.Prosiła mnie: zabierz mnie stąd bo oni mnie tutaj zabiją. Żle mnie leczą...chodziłam do lekarzy prosiłam o opiekę, o wysłuchanie jej...Pewnego dnia przyszłam a ona powiedziała, ze coś jest nie tak z jej nogami. Odkryłam kołdrę a tam leżała w fekaliach i krwi. Wezwałam pielęgniarki,nikt nie przyszedł...poszłam do pokoju lekarzy i zrobiłam raban. Przyszła ze mną młoda lekarka, pokazałam jej co się dzieje pod kołdrą...odwróciła wzrok i nie mogła patrzeć: Powiedziała:"O boże zapomnieli założyć pampersa". Cały dzień kobieta, profesor, osoba, która zakładała oddział jeden z pierwszych w Polsce nefrologii umierała w odchodach, opuszczona przez lekarzy, personel. Nie mogłam w to uwierzyć, że tak można postępować z człowiekiem. Jak odeszła...w przed dzień swoich imienin. Przyszłam wieczorem po pracy jak zwykle...już nie mówiła, ale bełkotała...rozumiałam ją jednak. Poprosiła bym czytała jej brewiarz...czytałam a ona bezszelestnie ruszała wargami i powtarzała w myślach moje słowa i nagle usłyszałam: "o jedno Pana proszę , o jedno zabiegam...bym mógł przybywać w twym przybytku Panie". Pożegnałam ją około 22.00 i obiecałam, że jak wyjdzie to zrobimy imprezę z jej przyjaciółmi. Na drugi dzień, rano otrzymuję telefon: "Proszę pani, pani doktor zmarła w nocy..."Byłam ostatnią osobą, która ją widziała, która jej świadomie towarzyszyła. Podczas pogrzebu z elitą lekarską, stałam z boku, z tyłu i patrzyłam na szopkę jako odgrywają wszyscy, których ani razu nie wiedziałam przy jej łóżku. Były piękne mowy, muzyka, wszystko super...ale ja wiedziałam, że ona mogła jeszcze żyć...że umarła w tragicznych warunkach. Wybaczcie w następnym poście napiszę kolejną część ponieważ teraz wzruszenie odbiera mi siły.