sobota, 20 września 2014

bakterie w natarciu czyli szpital domowy

Dopadły nas w najmniej spodziewanym czasie...czyli w środę pisałam posta o owsikach a tutaj telefon...pani ze złobka abym przyjechała po córkę bo mała wymiotuje i ma biegunkę.W trakcie rozmowy z panią do drzwi zadzwonił pan od przeglądów technicznych. Podobno przychodzi raz na 5 lat, a więc po zakończeniu rozmowy telefonicznej skupiłam się maksymalnie na oprowadzaniu pana po naszych włościach i opowiadaniu mu co wymaga remontu ze strony spółdzielni. Myślami gorączkowo byłam już przy swoim maleństwie.Między czasie opublikowałam posta o owsikach i przepraszam Was ale był stąd taki urwany...pobiegłam zaraz po wyjściu technicznego do apteki po jakieś środki uzupełniając apteczkę domową i biegiem do żłobka.... pech chciał, że jak się matka spieszy to diabeł się cieszy. Stanęłam sobie źle na krawężniku i trach...poczułam ból taki, że facet siedzący na sąsiedniej ławce ustąpił mi miejsca. Powoli się ogarnęłam i kuśtykająca dotarłam do żłobka, gdzie odebrałam swoje dziecko ryczące i w kiepskim stanie. Przezornie w domu przygotowałam butle z elektrolitami,którą zabrałam do żłobka. W drodze powrotnej do domu mała wypiła elektrolity i prawie przysnęła ale w domu zaczęło się na dobre...moje emocje opadły więc stopa dała o sobie znać...spuchła tak, że nie mogłam buta zdjąć. Posmarowałam szybko Olfenem i zajęłam się dzieckiem, które od godziny 12.00 w południe do 22.00 zrobiło 10 biegunek i 3 razy wymiotowało salwami :( o 22.00 zadzwoniłam na pogotowie co mam robić...oczywiście przyjechać...no i był lekarz, lekarstwa i...z godziny na godzinę poprawa. Niestety  w czwartek w nocy nagle oboje z mężem niemal jednocześnie zaczęliśmy mieć to samo co córka tylko my na dodatek mieliśmy gorączkę i dreszcze a córka tego nie miała. Piątek był u nas apokaliptyczno-szpitalny. Czołgałam się po domu walcząc w dreszczami i wszystkimi innymi objawami. Leki, leki i dieta ścisła i dziś powoli wracamy do świata żywych. Nifuroksazyd u córki zdziałał cuda u nas zresztą też. Nieźle się zapowiada to żłobkowanie małej...trzy tygodnie "chodzenia" i dwie poważne infekcje z pogotowiem włącznie :( Kostka nadal spuchnięta i boli i po niedzieli czeka mnie lekarz :(

2 komentarze :

  1. No to faktycznie pech Was dopadł! Te choróbska to zmora normalnie. Trzymajcie się!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdrowiejcie...eh tak to bywa jesienią, jakby nie miały co robić te wirusy tylko się ponoszyc

    OdpowiedzUsuń