czwartek, 4 czerwca 2015

zwycaje ślubne - cz. 2.

Wracając do zwyczajów ślubnych to na weselu pod-górskim :) jest tak, że:
- pierwszy taniec tańczą młodzi, później młodzi z rodzicami i wymieniają się między sobą, a później już wszyscy
- oczepiny oczywiście są rózne zabawy ale jest rzucanie welonu i muszki czy krawata ale nie ma....wspólnego krojenia tortu i jedzenia
- rodzice Młodych dostają wianki i są "podrzucanie na krzesłach" do góry a w górze musza się pocałowac (nie pamietam ile to razy :)
- od momentu "rzucania welonu" Młodzi są już inaczej traktowani i na poprawinach, które mogą trwać nawet kilka dni (do tygodnia czasu) ubierają sie już nie w stroje młodych ale elegancko, zas welon i krawat nosi para, która go złapała. Para ta siada też przy młodych. Obowiązkowo musi się pocałowac i zatańczyć taniec a reszta to bywa już przypadkiem.
Tyle pamiętam ze zwyczajów poniewaz mój ślub i wesele było całkiem inne, z dala od rodzinnych stron i niestety bez tradycyjnej oprawy. Piszę niestety bo niekóre rzeczy mi się podobały zwłaszcza takie jak oficjalne zaręczyny kiedy chłopak prosi o rekę dziewczyny jej rodziców w obecności swoich rodziców i później jest uroczysta kolacja. Niestety mój mąz pochodzący z innych stron powiedział, że nie zrobi tego i nawet nie chciał poznać mojej rodziny przed ślubem. Ja i moi rodzice bardzo to przezyliśmy, ze połamał wszelkie tradycje rodzinne a jak się później okazało u niego w rodzinie, równiez jest tradycja "zmówin" czyli zapoznania się rodzin i mało tego całej jego rodzeństwo szli tradycyjną linią a on się wyłamał.
Jak kazda dziewczyna miałam wiele marzeń odnośnie ślubu i wesela...co z tego wyszło...niewiele a raczej prawie nic.  Drugi raz może będzie lepiej hehehe <żart>
A tak na powaznie to chciałam mieć ślub w uroczym góralskim kościółku tylko ja i on i może nasi rodzice, być ubrana w romantyczną sukienkę i przy muzyce góralskiej. To były mojej marzenia od dziecka, później zmieniło się tylko tyle, że dołożyłam do tego piękne kwiaty i piknik po-ślubny na hali. Byłam romantyczką. Im bliżej ślubu prawdziwego zadowoliłam się moim parafialnym kosciołem w dużym mieście, setką gości na ślubie, brakiem wymarzonej sukienki na ślubie (niestety w salonie powiedzieli, że nie zdążą uszyć wybranej z katalogu sukni) i obiadem przy muzyce z 30-stką najbliższych osób. Co obroniłam z moich marzeń? miałam wspaniały bukiet z hortensji sprowadzanych na ta okazję z Holandii, sala w eleganckim hotelu w niczym nie przypominała górskiej łąki ale...znajoma florystka zamieniła ją w "łąkę pełną słoneczników, hortensji, róż i polnych kwiatów. Za dekorację więcej zapłaciłam niż za pożyczenie nowej sukni ślubnej ale się opłacało...wszyscy byli oczarowani a ja czułam się dobrze w takim klimacie a jak pianista zagrał nastrojową melodię było ok. Nie miałam żadnych tradycyjnych punktów, rzucania welonem, oczepin itd. Był bardzo elegancki obiad a raczej bankiet, bo przeciągnęło się do późnego wieczoru. Gdzie moje marzenia dziewczęce?...już dawno zostały zamkniete w pamiętniku na strychu.

2 komentarze :

  1. Ja miałam inaczej niż chciałam, ale kogo wtedy by było stać na moje marzenia...mąż obiecał mi że odnowienie przysięgi małżeńskiej zrobimy tak jak marze czyli na plaży tylko z najbliższą rodziną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och to też miałaś piękne marzenia ślubne i życze by na odnowieniu przysięgi spełniły się co do joty :)

      Usuń